Szablon pobrany z

wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 8.


Oczami Julii.



   Siedziałam na kanapie i czytałam książkę, kiedy usłyszałam głos Johnego.

Zamknęłam książkę i podeszłam do okna. Zobaczyłam Johna, który widocznie był zły.

Od razu mnie to przeraziło.

Szybko odeszłam kierując się w stronę pokoju na górze. Postanowiłam się schować.

Wiem to dziwne, która żona chowa się przed własnym mężem. Mąż jak i żona powinni się nawzajem wspierać, a u nas tego nie było.



   Poszłam do łazienki w celu wyciągnięcia prania z pralki, kiedy poczułam jak ktoś pcha mnie na ścianę. Bałam się odwrócić. Bałam się zobaczyć że to jest ta osoba o, której myślałam. Jednak to zrobiłam. Od razu zobaczyłam jego ciemne tęczówki. Ktoś musiał go porządnie zdenerwować pomyślałam i zostałam wepchnięta pod prysznic. Nagle poczułam zimną lodowatą wodę z moich ust wydobył się przeraźliwy pisk.



   John trzymał jedną rękę na mojej szyi, a drugą ręką odkręcił gorącą wodę. Wstrzymałam oddech i tym razem krzyknęłam. Gorąca woda leciała po mnie strumieniem. Znowu poczułam ból. Wepchnął mnie pod prysznic i odszedł. Nie rozglądałam się czy jestem sama czy nie. Od razu uległam emocją. Rozpłakałam się. Nie zważałam na to czy mnie usłyszy czy nie. W tym momencie mnie już to nie interesowało mniałam wszystkiego dość. Chciałam tylko pozbyć się bólu. Zewnętrznego jak I wewnętrznego. Powolnym krokiem zeszłam z kabiny I z całej siły uderzyłam głową w lustro.
W tym momencie chciałam tylko I wyłącznie naprawdę umrzeć. Straciłam przytomność.




Oczami Justina.


  Nie spałem całą noc. Nie potrafiłem zapomnieć słów Seleny i także myślałem o dziewczynie, którą skrzywdziłem i uratowałem. Czułem że dzieje się jej krzywda.
Nie potrafiłem Tego wytłumaczyć, ale czułem jej ból. Ból w klatce piersiowej.


  Poszedłem na dół. Przywitałem się z Ryanem i usiadłem na przeciwko jego.
  - Chcesz kawy? - Zapytał mój przyjaciel.
- Poproszę - Odpowiedziałem i podparłem się rękoma.
- Spałeś coś?
- Jakoś nie mogłem - Położył prze de mną kawę.


  Ryan nie naciskał, abym mu powiedział. Wiedział, że potrzebowałem czasu. Potrafiłby siedzieć cały czas w milczeniu i czekać, abym był gotów cokolwiek powiedzieć. Był najlepszym przyjacielem jakiego mógłbym sobie wyobrazić ceniłem go za to.


  Kiedy byłem gotów zacząłem mu opowiadać. O Selenie, o rzekomej jej ciąży i o dziewczynie, którą uratowałem. Nie byłem jeszcze gotów mu powiedzieć o tajemnicy przed lat.


  - O, stary. Nie wiem co powiedzieć.
- Taa też wiem że to szok. Nigdy bym nie pomyślał, że Sel mogłaby mnie zdradzić i jeszcze to dziecko.
- Teoretycznie mogłoby być Twoje.
- Albo Tego... - Zacisnąłęm pięści.
- A ta dziewczyna - Byłem mu wdzięczny, że zmienił temat.
- Nic o niej nie wiem. Lekarz miał dać mi znać telefonicznie jak się pojawi w szpitalu. - Nagle zadzwoniła komórka.
- O może to on - Powiedział i upił łyka kawy.
- Nie to... Halo, tak, na prawdę, super, tak dzisiaj? Nie ma sprawy, bardzo dziękuję - Ryan na mnie popatrzył.
- Myślałem, że Ten dzień będzie beznadziejny, ale się pomyliłem - odpowiedziałem i poszedłem się szykować.


Oczami Julii.


  Dlaczego zawsze co chcę zrobić nigdy się nie udaję?  Dlaczego nie mogę umrzeć? Uszczęśliwić w Ten sposób ludzi. Wiem, że nie którym byłoby smutno, ale z czasem do mojej nie obecności by się przyzwyczaili. Chyba nigdy nie znajdę na to odpowiedzi.
Z moją głową jest wszystko w porządku tylko mnie boli tył głowy podeszłam do apteczki i wyjęłam z niej kilka przeciw bólowych tabletek.


  Wiem dlaczego John był wczoraj Taki wściekły. Napisał mi kartkę w, której piszę, że musi na weekend wyjechać. A dzisiaj miał przyjść mój nowy ochroniarz. Dlatego był wściekły, że go nie będzie. Pomyślalam i zeszłam na dół. Miałam tremę. Bałam się. Nie wiem czego bo miał być ze mną Edmund. oblizałam zeschnięte usta i usłyszałam dzwonek. Z nerwów zaczęły pocić mi się ręcę. Kiedy otworzyłam drzwi moje serce pierwszy raz zabiło szybciej niż kiedykolwiek.


----------------------------------------------------------------------------------------------------
  Przepraszam, że nie było tak długo rozdziały będą pojawiać się raz w miesiącu.





 

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 7.






Oczami Justina.


Czułem się rozbity. Nie usłyszałem do końca tego co mówiła, ale 2 słowa dały mi do myślenia.
Nie chciałem, aby mnie ujrzała dlatego schowałem się za ścianą.
Po chwili widziałem uradowaną Sel, która zbiegła po schodach kierując się w stronę wyjścia.
Nie czekając ani chwili dłużej załozyłem kaptur na głowę i poszedłem za nią.
Widziałem jak się zmieszała widząc mój samochód pod domem. Odwróciła się jeszcze raz w stronę domu i poszła w stronę parku.



Czułem się źle śledząc ją, ale chciałem mieć pewnośc że mnie nie zdradza. Jesli była pewna, że ja to robię dlaczego ona nie mogłaby tego samego. Szłem wolnym krokiem, ale nie tak wolnym, aby przypadkiem jej nie zgubić.



Po kilku minutach zatrzymała się przed blokiem. Nie najnowszym można powiezieć, że trochę starym. Mógł mieć z 20 lat, może trochę więcej. Nie czekając ani chwili dłużej poszedłem za nią. Na 3 piętrze się zatrzymała i zadzwoniła dzwonkiem. Po minucie wyszedł facet około 25 lat. Był bokserem od razu można było to stwierdzić.



Nie miałem żadnych wątpliwości co do tego że mnie zdradza. Pocałowali się w usta, a potem weszli do środka.
Z moich oczu leciały łzy. Nie chciałem ich zatrzymywać. Może nie kochałem jej jak powinienem skoro znalazła sobie kogoś innego. Nie potrafiłem zakochac się w niej tak na prawdę, ale w jakimś stopniu zależało mi na niej. Świadomośc że teraz mogli by to robić, trochę mną wstrząsneła.


Otarłem spływające łzy i za dzwoniłem dzwonkiem. Po 2 minutach otwarł mi. Kiedy na niego spojrzałem czułem obrzydzenie nie czekając ani chwili dłużej uderzyłem go prosto w twarz.

W tej chwili czułem złość. Wtedy ujrzałem ją. Dziewczynę z, którą chciałem spędzić całe życie.
 Z moich oczu poleciały łzy nie czekając dłużej wybiegłem z bloku i pobiegłem nad rzekę.



Cały dzień przesiedziałem nad rzeką i myślałem. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego mnie zdradza. Skoro była ze mną nieszczęśliwa nie lepiej było by mi powiedzieć, że chciałaby rozwodu. Zgodziłbym się bo jej szczęście jest ważniejsze od mojego.



Po moich rozmyśleniach poszedłem do domu. Po drodzę zadzwoniłem do Ryana i zapytałem czy nie mógłbym u niego zamieszkać przez kilka dni.


Będąc koło domu zauważyłem zaświecone światło. Niechciałem jej teraz tam widzieć. Jak najciszej wszedłem do naszej poprawka byłej sypialni. Wziołem z szafy torbę i zacząłem się pakować, gdy usłyszałem jej głos. Na chwilę przestałem.

- Przepraszam. - Powiedziała i usłyszałem jak zaczęłą bliżej podchodzić.

- Nie przybliżaj się - Powiedziałem, wziołem oddech i zacząłem dalej się pakować.

- Nie chciałam, abyś w ten sposób się dowiedział. To nie miało dla mnie żadnego znaczenia.



Oczami Seleny.



- Nie chciałam, abyś w ten sposób się dowiedział. To nie miało dla mnie żadnego znaczenia. - Położyłam na jego ramieniu rękę, ale szybko ją zrzucił.
Wtedy zobaczyłam jego niegdyś niesamowite brązowe tęczówki, a teraz były one smutne i całe od łez.
Pierwszy raz poczułam prawdziwe wyrzuty sumienia. Kiedy go zobaczyłam w tedy w drzwiach.
Nie potrafiłam się wytłumaczyć, nic powiedziec to był dla mnie wielki szok.
Że się dowiedział i go zobaczyłam.


John się wściekł że byłam nie uważna i mnie uderzył. Potem wyszłam i poszłam za Justinem. Nie wiedziałam jak się tłumaczyć i go zostawiłam, abyśmy sobie wszystko przemyśleli.
Potem wpadł mi do głowy, abym zaczęłą udawać ciąże. Mogę przyznac, że chore pomysły zjawiają się wtedy, kiedy jesteśmy sami.



Bez słowa ruszył w stronę drzwi. Nie mogłam tak pozwolić mu wyjść. Wtedy postanowiłam zrealizować pomysł, który wymysliłam wcześniej. I to byłby najgorszy sposób zatrzymania go. Miałam nadzieję tylko że w to uwierzy i się niczego nie do myśli.



- Jestem w ciąży - Gdy to powiedziałam zatrzymał się w bez ruchu. Patrzyłam się na niego i modliłam się aby w to uwierzył. Wtedy usyszałam jego śmiech.

- Tak i na pewno jest moje - Odwrócił się w moją stronę i patrzył na mnie tak jakby chciał przejrzec mnie na wylot. Nie pewnie kiwnełam głową, ale musiałam przybrać pewność siebie.

- Wiem że możesz mi teraz nie wierzyć, ale może opowiem od początku - Cicho westchnęłam.

Poznałam Johna... - kiedy powiedziałam jego imię skrzywił się lekko.

-...kilka miesięcy temu. W klubie do, którego chodzę z Taylor co weekend. Wtedy wypiłam za dużo. Tańczyliśmy całą noc, a potem stało się. Nic z tego wieczoru nie pamiętam. Tylko rano, kiedy się obudziłam leżałam koło niego. - Postanowiłam nie co zmienić grę, chciałam, aby odpokutował za to, że mnie uderzył.

-Potem zaczął mnie szantażować - Wtedy Jus podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Nienawidziłam się, że to zrobię, ale nie chciałam go stracić. Tak Selena Bieber ma uczucia.

-Chciał więcej i więcej... - Westchnęłam i odważyłam się spojrzeć na niego.



Oczami Justina.



Kiedy usłyszałem że zaczął ją szantażować. Coś we mnie pękło. Jakby cała ta pustka złość wemnie nagle znikła. Widziałem jej łzy spływające po policzkach. Najchętniej podszedłbym do niej i ucisnął i nigdy jej nie wypuścił, a druga część mówiła mi że to nie prawda.
Moje myśli toczyły we mnie walkę. Jeszcze raz spojrzałem na nią chciałem coś powiedzieć, ale najpierw musiałem to sobie poukładać.
-Muszę to sobie przemyśleć na kilka dni pójdę do Ryana. Jakby coś się działo to znasz mój numer telefonu - I jak najszybciej wybiegłem z mieszkania. Nie chciałem patrzeć dłużej na jej łzy i aby mnie zatrzymała. Ale najpierw musiałem to wszystko wyjaśnić.



Zaparkowałem przed blokiem i wyszedłem trzaskając drzwiami nawet ich nie zamknąłem. Miałem nadzieję, że on tam jeszcze będzie. Na samą myśl, że będę stał z nim twarzą w twarz robiło mi się nie dobrze. Bez pukania wszedłem do pomieszczenia. Na moją szczęście siedział tam i kączył swoje whisky. Jeszcze mnie nie zauważył.
Cała wściekłość była we mnie, kiedy widziałem jak spokojnie sobie pił.


Podszedłem do komody i wszystko co tam było wyrzuciłem, a rzeczy, które stały rostrzaskały się na małe kawałeczki. Wtedy podniósł swój wzrok.

- Co do cho... - Kiedy chciał skączyć podszedłem do niego podniosłem go, aby wstał i z całej siły uderzyłem go w brzuch. Pod siłą uderzenia zgniął się na pół. Kilka razy go uderzyłem. Nie potrafiłem się opanować. Kiedy nie potrafił wziąść tchu podniosłem go, aby usiadł i powiedziałem...

-Nie waż się już nigdy więcej spotkać z Seleną, a tym bardziej ją szantażować. Bo skączy się to da ciebie źle. - W odpowiedzi usłyszałem jego śmiech. Uderzyłem go w twarz tak mocno, że odwrócił głowę w drugą stronę i pod nosem przeklnął.

-Boże jaki ty jestes naiwny - Powiedział sarkastycznie i się pod nosem zaśmiał. Próbowałem oddychac normalnie, ale nie potrafiłem. Z moich oczu można było dostrzec ogień. Po kilku minutach i jego uwagach się uspokoiłem.

-Powiec mi czy Sel jest taka ostra w łóżku zawsze? - Kiedy to usłyszałem podbiegłem do niego i biłem tyle razy, aż nie stracił przytomności.

-Nigdy więcej tego nie mów - Splunołem na niego i wyszedłem trzaskając drzwiami. Pojechałem do Ryana.



Oczami Johna.



Nie wiem ile leżałem nie przytomny, ale laluś Sel ma siłę muszę przyznać. Nie wiem o co mu chodziło sama Sel nie chciała odemnie odejść. Wcale jej siłą nie trzymam.
Mam w końcu Julie, która zrobi dla mnie wszystko. Przez chwilę przeraziła mnie myśl, gdyby dowiedziała się o zdradach wtedy nie miałbym jak jej zatrzymać. Wypędziłem z głowy tę myśl i wróciłem do rzeczywistości.


Miałem na twarzy ogromnego siniaka. Pierwszy raz mi się to zdarzyło i ostatni pomyślałem. Jeszcze mnie popamięta. Tak samo jak Selena. Pewnie opowiedziała kłamstwa. Czego można się spodziewać po brunetkach.
Zaśmiałem się i wyszedłem z budynku. Od razu poczułem zimne powietrze. Skierowałem się do samochodu kierując się w stronę domu.

Wyłączając silnik w samochodzie zadzwonił mój telefon.

-Halo - Powiedziałem szorstkim głosem i popatrzyłem na siebie w lusterko.

-Co - Krzyknąłem, że mogło mnie usłyszeć na całym osiedlu - Wyszedłem na zimne powietrze to zapowiada się wspaniały tydzień pomyślałem i uderzyłem w opony po czym poszedłem do kochanej żony czujecie ten sarkazm.




piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 6.


- Kiedy wychodziłam ze sklepu przechodząc przez ulicę. Nagle zgasły latarnie. Przez chwilę chciałam się wrócić, ale poszłam dalej - Przez chwilę milczałam. Chciałabym wyjawić choć trochę z mojej przeszłości, John wie że to zmyślonę, a przyjaciółki kłamiąc robię to dla ich dobra.


- Gdy szłam nie rozglądałam się. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. - Nagle do mojej głowy weszły wszystkie wspomnienia.


Wspomnienie...


Powoli otwierałam oczy. W mojej głowie szumiało. Nic nie słyszałam tylko szum liści. Poczułam gdy ktoś łapie mnie za nogi i ciągnie. Biegnął. Tak szybko jakby ktoś go gonił. Nagle stanął. Moje plecy tak jak i reszte ciała niemiłosiernie bolało. Nie mogłam się ruszyć. Widziałam tylko błyszczące z podniecenia oczy i jego ręcę ściągające ze mnie spodnie...


Koniec wspomnienia.


Kiedy sobie o tym przypomniałam zaczęłam się trząść i z bezsilności upadłam na podłogę. Wpadłam w histeryczny płacz. Czułam jakby to ponownie się zdarzyło. Poczułam jak ktoś przytula mnie do siebie. Teraz chciałam być sama. Sama z płaczem.


Szybko ruszyłam wbiegając do mojej sypialni. Zakluczyłam drzwi wchodząc do łazienki. Pierwsze co mi się wrzuciło w oczy było lustro. Zwinełam pięść i zbiłam szybę. Był huk i małe kawałki szkła rozsypały się na kafelki. Wziełam jedną i nagle poczułam jak ktoś mnie odciąga postrząsając mnie i uderzając w twarz.


Wtedy ujrzałam Johna. Jego wzrok nic nie mówił. Nie był zły, wściekły, rozczarowany, tylko smutny. Za nim ujrzałam Madisson i Arianę. Widziałam jakby miały za moment się rozpłakać. Podeszły do mnie i mocno mnie przytuliły jakbym miała za moment im uciec. Po paru chwilach oddałam uścisk.


Po moim nagłym wybuchu płaczu mineła jakaś godzina. Dziewczyny bardzo się o mnie martwiły, a tego właśnie chciałam uniknąć. John tłumaczył im, że się mną zaopiekuję po kilku minutach się zgodziły. Teraz jestem sama w pokoju. Leżę i patrzę przez okno. Dlaczego akurat teraz musiało to nadejść. Coś innego chciałam wymyślić, a wyszło zupełnie inaczej, kiedy usłyszałam jak otwierają się drzwi zamknęłam szybko oczy udawając że śpię. Nie chciałam teraz z nim rozmawiać, patrzec na niego i się tłumaczyć. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć. Nawet nie wiedziałam czy będzie wściekły na mnie czy nie. Poczułam jak ugina się łóżko i jego ręce oplatając moje ciało. Nawet teraz pomyślałam. I ścisnełam mocno powieki. Odwrócił mnie w swoją stronę i uderzył w twarz.


-Jak mogłas mnie tak upokorzyć. Teraz myślą, że na prawdę coś ci robię.


Kolejne uderzenie w twarz.


-Jeśli myślalaś, że tak ich przekonasz do mojej nie winności to byłaś w błędzie.


I kolejne, kiedy chcialam coś powiedzieć. Zamknął moje usta swoją ręką. Wyrywałam się i dusiłam. Mineło kilka minut, kiedy mogłam złapać powietrzę. Z moich oczu jak zawsze leciały łzy.


Podszedł do ściany i uderzył ręką w ściane. Patrzył na mnie z nie nawiścią.


-Będę spał w gościnym - Powiedział z jadem w głosie i ruszył w stronę drzwi.


Kiedy mogłam miec pewnośc, że go już nie ma. Usiadłam pod ścianą i zaczełam szlochać. Żeby zagłusić ból, który w tym momencie czułam. Zaczełam ciągnąć za swoje włosy. Wiem dziwny sposób, ale chciałam, aby na chwile przestało boleć. Nie miałam przy sobie zyletki. Dziewczyny wszystkie rzeczy ostre, które były w łazience wyrzuciły. Nie wiem ile minut mineło. Może 15, pół godziny, albo 2. Kiedy już nie miałam siły na nic. Położyłam się na podłodzę moje powieki zamkneły się i odpłynełam w sen.




Oczami Justina.


Obudziła mnie Sel, która całowała mnie w szyję. Nadal byłem na nią zły. Wczoraj przez reszte wieczoru nie chcialem z nią rozmawiac. Jak mogło jej cos takiego przyjśc do głowy. Nigdy jej nie zdradziłem, nie zdradzam i nie mam zamiaru.


- O już się obudziłeś - Usłyszałem jej przesłodzony głos.


- Taa jak ktoś mnie obudził? - Powiedziałem wstając z łóżka rozciągając się.


- Nie mów że ci się nie podobało - Spojrzałem na nią i zauważyłem że była w samej bieliźnie przygryzając wargę. Przewróciłem oczami i poszłem do łazienki.


Kącząc śniadanie wziołem kluczyki od samochodu i szedłem w strone wyjścia.


- Nawet nie powiesz, że wychodzisz? - Usłyszałem głos Sel. Od tamtej rozmowy sypialni nie odezwaliśmy sie do siebie słowem.


- Wychodzę - Powiedziałem i ruszyłem w stronę wyjścia. Nagle zadzwonił mój telefon. Przewróciłem oczami.


- Halo - Powiedzialem nawet nie spojrzałem na wyświetlaczu kto dzwonił.


- Cześc Justin. Przeszkadzam - Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na ekran.


- Nie, nie szefie to znaczy...


- Spokojnie - Zaśmiał się.


- Myślałem, że już wyjechałeś?


-Tak, dzwonie właśnie z samolotu.Znalazłeś już pracę?- Zapytał.


-Nie jeszcze nie - Powiedziałem lekko wzdychając opierając się o blat.


-A to dobrze - Powiedział klaskając dłońmi. Zmarszczyłem brwi.


-To znaczy, aaa bo nie powiedziałem. Prawopodobnie załatwiłem Ci pracę. Jeszcze dokładnie nie wiem, ale mój kolega musi zrezygnować z pracy ochroniarza, więc od drazu pomyślałem o Tobie.


-Naprawdę? - Powiedziałem zaskoczony. Zaśmiał się.


-To jeszcze nie pewne. Bo te Państwo oni jeszcze o tym nie wiedzą.


-To znaczy...


-Tak jesteś pierwszy. Dokładnie dam ci znać, zadzwoniłem ponieważ mam wyrzuty, że tak nagle musiałeś opuścić pracę.


-Nie rozmawiajmy o tym dziękuję. - Uśmiechnąłem się.


-Jeszcze nie masz za co - Ponownie się zaśmiał. Ok, muszę kączyć do usłyszenia.


-Tak, dziękuję, narazie. - Byłem kompletnie zaskoczony. Nie sądziłem że tak szybko mogę znaleźć kolejną pracę. To znaczy jeszcze nie znalazłem, ale mój urok osobisty mi w tym pomorze. Zaśmiałem się do siebie i poszedłem do Sel jej o tym powiedzieć. Kiedy uśmiechnięty wchodziłem na górę mój uśmiech od drazu zbladł.


Oczami Juli.


Kiedy się obudziłam. Przez chwilę zastanawiałam się dlaczego spałam na podłodzę. Wszystkie wydarzenia z wczoraj, weszły w moją głowę. Ujawniłam im trochę z mojej przeszłości. Chociaż nie wiem czy się domyślili, lepiej nie. Chociaż cieszę się, że John niczego się nie domyślił. Nie wiem czy poczułam się lepiej, ale już nic im nie mogę powiedzieć. Od dzisiaj muszę pilnować to co mówię. Chociaż wiem, że dziewczyny będą chciały wyjaśnienia.


Właśnie brałam prysznic. Wychodząc z łazienki natknełam się na Johna, który rozmawiał przez telefon, kiedy usłyszał otwierane drzwi zakączył połączenie z nieodgadnionym wyrazem twarzy przeszedł koło mnie. Jakby wogóle mnie nie było. Już go wcale nie rozumiałam. To nie to, że nie ciesze się, że w tym momencie mi nic nie zrobił, lecz jego zachowanie było męczące z miłego potrafi od drazu być brutalny. Chciałabym, aby był taki jak kiedyś, nim zostaliśmy małżeństwem. Wziełam z nocnej szafki swój telefon i poszłam na dół robić śniadanie.


Gdy smarowałam kanapki, usłyszałam dzwonek do drzwi. Wytarłam ręcę w ręcznik i poszłąm otworzyć. Szczerze uśmiechnęłam się na widok mojego ochroniarza. Pocałowałam go w policzek i wpuściłam do środka. Trochę zdziwił mnie fakt, że tu był, ponieważ miał jeszcze kilka dni wolnego.


-Hej Jul pewnie dziwi Cię, że tu jestem - Powiedział i uśmiechnął się lekko - Zaśmiałam się.


-Skąd wiedziałeś? Czyżbyś czytał mi w myślach - Powiedziałam rozbawiona i lekko go sztuchrnęłam w ramię. Nawet nie poruszył się milimetr.


-Powiecmy, że Cię znam - Powiedział uśmiechnięty biorąc 1 kanapkę.


-Ej, a gdzie proszę - Powiedziałam z udawaną złością i się zaśmiałam. Gdy chciał coś powiedzieć ze schodów przybiegnął John.


-Słyszałem, że ktoś dzwonił - Gdy to powiedział dopiero zauważył że z nami w pomieszczeniu był Keny. Zmarszczył brwi i przez chwile myślał. Po raz kolejny dzisiejszego ranka się zasmiałam, nie wiem czemu mialam dzisiaj dobry humor zwłaszcza, kiedy przyszedł Keny. Czułam, że od dzisiaj się coś zmieni. Że będę szczęśliwa i częściej uśmiechnięta. Spojrzeli na mnie i podeszłam do Johna przytulając go.Był tak samo mocno zaskoczony jak ja. Spojrzałam w jego tęczówki i po raz pierwszy zauważyłam swoje odbicie w jego oczach. Patrzyłam lekko uśmiechnięta jak zahipnotozowana. Nie wiem co było w nich tak nie samowitego, ale nie mogłam oderwać od dnich wzroku.


Gdy tak na siebie patrzyliśmy dopiero głos Kennego przywrócił nas do rzeczywistości.


-Jeju, jacy wy słodcy - Powiedział rozmarzonym głosem wpatrując się w nas, jakbyśmy byli idealnym przykładem małżeństwa. Pokręciłam z rozbawienia głową i się zapytałam.


-Co u Diany? Jak ona się czuje? Jest zdrowa? Wracasz do pracy? - Powiedziałam podekscytowana.


-Właściwie muszę zrezygnować z pracy - Gdy to powiedział, zaśmiałam się. Myślałam, że żartuję. Ale gdy nic nie mówił, ani się nie śmiał. Wiedziałam, że mówi serio. Posmutniałam. Lubię spędzać z nim czas. Traktowałam go jak swojego dziadka, którego nie miałam. Zmarł na zawał, kiedy miałam kilka miesięcy. Przerwał moje rozmyślenia jego głos.


-Może przejdźmy do salonu i porozmawiajmy - Zaproponował.


Weszliśmy do salonu i usiedliśmy.


-Dlaczego chcesz odejść? - Zapytałam i dodałam.


-Chcesz więcej czasu spędzać ze swoją żoną? Rozumiem zostaniesz tyle wolnego ile będziesz chciał. Możemy Ci więcej płacić i ... - Pokręcił głową i odpowiedział.


- Nie, nie. Tu nie chodzi o pieniądze czy czas. Wiecie, że Diana miałą ciężką operację?


-Ale z nią jest wszystko w porządku? - Powiedziałam łamiącym się głosem.


-Tak tak, ale potrzebuję odpoczynku,  kolejny zawał może oznaczać śmierć. Nie chce by czym kolwiek się martwiła. Pojedziemy na razie na pół roku do Australi.


Rozumiałam ich. Chcieli zapomnieć, odpocząć. 3 lata temu stracili swoją 12 letnią córkę. Kiedy przechodziłą na drugą stronę przez pasy była mgła i samochód nie zauważył jej. Z wielka siłą jechał i przygniótł ją do muru. Jej śmierć była bolesna. Umierałą na ich oczach. Widzieli jak cierpiała, płakała, wołała o pomoc, aby ją z tamtąd wyciągneli, ale z każdą sekundą jej organizm słabnoł i nie przeżyła.


Przez 2 lata jego żona popadłą w depresje. Nie wychodziłą z pokoju, nie jadła, nie spała. Tylko płakała. Kenny również cierpiał. Bolało go to, ale nigdy tego nie pokazywał. Chciał, aby wszyscy spostrzegali go silnego. Depresja jego żony dała mu siłę. Siłę, aby był silniejszy, aby się nie poddał i pomókł swojej żonie. I to dały rezultaty. Kilka miesięcy temu z niej wyszłą. Nie do końca, ale zaczęła wychodzić z domu i próbować się uśmiechnąć. Moje rozmyślenia przerwał głos Johna.


- Co!!! Chyba sobie żartujesz - Z orientacji zmarszczyłąm brwi. John wstał i chodził po pokoju.


- Przepraszam, ale zrozumcie - Powiedział ze skruchą w głosie.


- Nie - Ponownie krzyknął. Jego oczy zrobiły się czarne. Widziałam już go takiego, ale zawsze przy kimś się kontrolował.


- Myślę, że to dobry pomysł - Obydwaj się na mnie spojrzeli. Próbowałam zignorować wzrok Johna. I martwić się nim później co mi zrobi. Całą swoją uwagę skupiłam na Kennym.


- Rozumiem, że chcecie wyjechać odpocząć i zapomnieć. Nie wiem jakbym zachowała się na waszym miejscu. Na pewno nie byłaby taka silna jak wy - Uśmiechnęlam się.


- Myślę, że wyjazd dobrze wam zrobi. Będziecie w innym miejscu, inne możliwości. I inne życie.


- Dziękuję Jul. Bałem się tu przyjść i wam o tym powiedzieć - Wtedy spojrzał na Johnego.


- Taa, i co teraz? Sobie wyjedziesz, a kto będzie pilnował Juli?


- Mnie nie trzeba pilnować!!! - Krzyknęłam zabolały mnie jego słowa. - Nie jestem dzieckiem umiem o siebie zadbać.


- Ale moja żona nie będzie pracować. Musi mniec ochronę. Zarabiam wystarczająco, abyś żyłą jak księzniczka.


W myślach się zasmiałam i dodałam " znęcał się nad dnią, kiedy będziesz zdenerwowany" John podszedł do mnie i objoą ramieniem.


- Kochanie zrozum twoje bezpieczeństwo jest dla mnie ważniejsze niż swoje - I znowu zaczął udawać.


-John to piękne, że się o nią troszczysz Julio jesteś prawdziwą szczęściarą. A o ochrone nie musicie się martwić. Jesli pozwolicie to mój przyjaciel wraz z córką wyjechał. Ona również miala ochroniaża, który stracił pracę. Przez dobre kilka lat się nią zajmował. Justin dobrze zajmował się Kat. Edmund był z niego zadowolony.


Gdy usłyszałam imię Justin, nagle zrobiło mi się strasznie ciepło. Na wspomnienie jego imienia lekko się usmiechnęłam.


-Taak jakiś staruszek po emeryturze będzie przy Juli - John zakpił.


Kenny się zaśmiał - Z tego co wiem to Justin ma 37 lat i jest żonaty, więc nie masz się o co martwić. - I mrugnął w moją stronę. Lekko się zarumieniłam. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale chciałabym go poznać.


Oczami Johna.


Nie podobał mi się ten pomysł z nowym ochroniarzem. Bałem się, że Julia się w nim zakocha, albo odwrotnie. Chciałem mieć ją tylko dla siebie. Ona była, jest i będzie moja. Na zawsze. Nikt nigdy nie będzie jej miał. Wczorajsza sytuacja dała mi trochę do myslenia, kiedy opowiadała w pierwszej chwili myslałem, że żartuje. Że to wszystko zmyśliła, ale potem strach w jej oczach. Zmiękłem, ale nie mogłem dać poznać po sobie, że jej uległem. To ona ma się mnie słuchac, a nie odwrotnie.


- I co o tym myślicie? - Zapytał Kenny.


- Najpierw musimy go poznać, a potem zdecydujemy - Odparłem.


- Ok, więc zadzwonię do Edmunda jeszcze dzisiaj i dam wam znać.


Uśmiechnął się, jeszcze chwile pogadaliśmy i Julia poszła zamknąć za nim drzwi. Wracała z usmiechem na twarzy to mnie nie za po koiło.


- A ty co się tak uśmiechasz? Co będziesz kolejnemu dawała - Nie mogłem wytrzymać, podszedłem do niej i uderzyłem ją z całych sił. To było śilniejsze odemnie.


Zostawiłem ją tak na ziemi i wyszedłem trzaskając drzwiami. Zapaliłem papierosa wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon.
 

sobota, 1 listopada 2014



Rozdział 5.


Czasami kłamstwo jest lepsze od prawdy. Przez kłamstwo możemy doznać szczęścia, miłości i dowiedzieć się innych tajemnic, które były ukrywane od lat.





Oczami Juli.



Otworzyłam drzwi i przez chwilę wpatrywałam się w swoje przyjaciółki dopóki nie wepchnęły mnie bardziej do pomieszczenia.



-No hej Jul, przepraszamy, że dawno Cię nie odwiedzałyśmy, ale rozumiesz koniec studiów, praca, ale dzisiaj się z Mad zgadałyśmy i jesteśmy.- Powiedziała Arianna z taka miną jakby właśnie coś wygrała. Z rozbawienia Mad odparła.

- Oh Ari może najpierw wejdziemy do środka, a nie tak w przejściu.- I wszystkie 3 poszłyśmy do salonu.

Zanim się odwróciłam w ich stronę, aby zapytać czy chcą coś do picia oby dwie mocno mnie przytuliły z czego przewróciłam się na fotel.

-Nie widziałyśmy się z tydzień, a nie rok- Powiedziałam ze śmiechem.- Po czym się odemnie odsunęły.



-O boże Jul co ci się stało- Wykrzyknęła Madisson.

Z pierwszej chwili nie wiedziałam o co im chodzi, ale kiedy pokazały na mój policzek oprzytomniałam.

-A a a- Zaczęłam się jąkać. Kompletnie zapomniałam o tym. Puknęłam się w myślach w czoło. Za nim chciałam cokolwiek powiedzieć w drzwiach ujrzałam swojego męża.





Oczami Johna.



Po kolejnej trudnej walce postanowiłem pójść do domu, a nie jak zawsze do koleżanki. Za nim chciałem wejść do środka zadzwonił mój telefon.



-Czego- Odwarknołem bo doskonale wiedziałem kto do mnie dzwoni.

-Może tak grzecznie chyba nie chcesz, aby żonka się dowiedziała.

-Grozisz mi?- Parsknołem śmiechem.
-Nie ja tylko ostrzegam. Gdzie jesteś?
-Tam gdzie grzeczny i cudowny mąż powinien być wieczorami.
-A w agencji.- Po czym się zaśmiała.
-Nie, obok żony- Powiedziałem ze złością. Mówiłem jak koleżanki mogą być z czasem denerwujące. Nie, więc mówię. Oprzytomniał mnie śmiech Sel.
-To wszystko bo się śpieszę.
-Serio? Od kiedy?
Zanim chciałem jej odpowiedzieć. Zauważyłem w oknie Madisson i Arianę, które było widać, że są szokowane. Postanowiłem jak najszybciej skączyć rozmowę z koleżanką i tam pójść.


Kiedy przechodziłem przez próg musiały mnie usłyszeć i wszystkie 3 popatrzyły na mnie.
I już wiedziałem czym są tak szokowane.
Wiedziałem, że Jul nic nie powiedziała bo już dawno by mnie zaatakowały, więc trzeba zacząć przedstawienie pomyślałem i w myślach się zaśmiałem.






Oczami Seleny.


Co za beszczelny. Jakim prawem się rozłączył. To ja zawsze pierwsza się rozłączam. Tupnęłam ze złością nogą, kiedy usłyszałam jak ktoś trzasnął drzwiami i ujrzałam Justina.
Przeszedł koło mnie nawet na mnie nie zerknął. Co jeszcze bardziej mnie rozzłościło.


-Halo, a ja jestem jakimś powietrzem- Zapytałam kładąc na biodrach ręce.
-Przepraszam. Nie zauważyłem Cię. Cześć.- Powiedział opadając na kanapę i przymknął powieki. Teraz to już byłam mega wściekła.
Srutsofana usiadłam koło niego i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń, kiedy usłyszałam jego głos.


-Straciłem pracę, ale znajdę za nim ukażą się kolejne sukienki jakieś kolekcji.- Powiedział nie otwierając oczu.
-Cooo!!!- Jak to usłyszałam natychmiast wstałam z miejsca.
-Nie wrzeszcz proszę głowa mi pęka.
-Jak możesz mówić to tak spokojnie.
-Powiedziałem, że znajdę.


Zaśmiałam się histerycznie. Właśnie stracił pracę, a ogłasza to jakby szedł na spacer. Zaczełam chodzić w ta i z powrotem, kiedy usłyszałam jego głos.


-Nie zapytasz dlaczego odszedłem?- Zaśmiałam się.
-Odszedłeś? Pewnie Cię zwolnili bo przespałeś się jego córką. Jak jej było na imię Hmm... Jasmine prawda?- Zapytałam z uśmiechem na twarzy gdy to powiedziałam podszedł do mnie tak, że patrzyliśmy wprost na siebie. Wyglądał tak seksownie, że miałam na niego ochotę.
-Nigdy powtarzam Nigdy Cię nie zdradziłem- Powiedział i ruszył na górę.


Nagle odezwały się we mnie wyrzuty sumienia. Myślałam, że on również mnie zdradza. Co jak co, ale mógłby to robić. Przez chwilę myślałam i poszłam do sypialni.




Oczami Julii.


Gdy ujrzałam Johna w drzwiach. Sama nie wiedziałam co czułam. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi, bo były moje przyjaciółki, kiedy zobaczyłam, że zbliża się w moją stronę.
Jego wzrok był skupiony w moje tęczówki. W tym momencie nie potrafiłam przestać na niego patrzeć. Patrzyłam jak zahipnotozowana.


Z boku mogłoby to wyglądać jakbyśmy nie mogli bez siebie żyć. Szkoda, że to mogą być tylko marzenia.
Podszedł do mnie, pocałował w czoło, przytulił mnie do siebie i wtedy swój wzrok pokierował w stronę moich przyjaciół. Cicho wzdychnął i pierwszy raz poczułam jak się denerwuję. To było dziwne.
Usłyszałam głos przyjaciółki.


-Może Ty nam powiesz co się stało w twarz Julii, ona nie chcę nam nic powiedzieć- Powiedziała Madisson.
-Tylko nie mów nam, że uderzyła się w drzwi bo Ci nie uwierzymy- Dokończyła Ari.


John niezręcznie podrapał się po karku i powiedział swoją wymyśloną historyjkę.


Oczami Johna.


Widziałem w oczach Julii jak bardzo jest zaskoczona moimi ruchami. Blondynka pewnie myślała, że się zmienię naiwna. Wstałem i zacząłem przechadzać się po pokoju, aby wyszło to wiarygodnie. Popatrzyłem przez chwilę w okno i zwróciłem się do dziewczyn.


-Więc, wczoraj wieczorem Julia poszła do sklepu. Uparła się, aby upiec jabłecznik. Chciałem ja to zrobić, ale Jul uparła się że sama pójdzie- Powiedziałem z lekkom skruchom i popatrzyłem w szokowane oczy Juli, a z każdym mym następnymi słowami widziałem w jej oczach rozczorowanie.


-Dlaczego jej nie zawiozłeś i co to ma wspólnego z siniakami Juli.- Odparła Madisson.
Wzdychnąłem i zacząłem kontynuować.


-Nie zawiozłem bo nie chciała prawda kochanie?- Podszedłem wolnym krokiem w stronę Juli siadając koło niej i obejmując ją.
-Jul- Powiedziała ostrożnie Ari.


Nic nie słysząc ze strony Juli lekko ją uszczypnąłem, aby poparła mnie.


-Prawda- Powiedziała ściszonym głosem, zaczynając co raz głośniej mówić.
-Znacie mnie. Sama muszę mnieć wszystko dokładnie kupione, wymierzonę. Stratą czasu było by ponownie iść do sklepu, aby kupić dobrą margarynę. W tym czasie mogłabym zrobić kolejną rzecz.


Byłem zaskoczony słysząc jej pewny siebie głos. Czyżby nauczyła się mnie słuchać? Przez chwilę zacząłem mnieć wątpliwości, czy dobrze ją traktuję. Z moich rozmyślań usłyszałem głos Ari.


-No dobrze, a co z tymi siniakami na twarzy.
-Uderzyła się wchodząc na szybę w sklepie-Powiedziała z kpiącym tonem Madisson.
Julia spięła się słysząc te słowa postanowiłem jej pomóc.
-Może usiądziecie- Zacząłem, ale przerwała mi Madisson.
-Ty jej to zrobiłeś- Punkt dla niej nie wiedziałem, że jest taka bystra.
-Ja- Powiedziałem z lekkim oburzeniem.
Dlaczego miałbym jej to zrobić?
-Tego nie wiem, ale się dowiem.


Podeszłem do niej stając z nią twarzą w twarz. Gdy poczułem małe piąstki Julii odciągającą mnie od Madisson.
-To nie on- Zaczęła spokojnym tonem.
-Jeśli nie on to kto?- Wtrąciła się Ari. Kolejna osoba, która myśli, że mógłbym jej to zrobić. Zrobiłeś to. Odezwał się mój głos. Zamknij się powiedziałem i zacząłem słuchac Juli.




Oczami Juli.




Teraz mogłam wydać Johna, ale nie mogłam Tego zrobić. Wiem, że zemścił by się. To już nie chodziło o mnie, ale o moich rodziców i przyjaciół. Postanowiłam go bronić.
Wiedziałam, że będę Tej decyzji żałować, ale gdybym Tego nie zrobiła nie spotkałabym jego.
Ari i Madisson czekały, aż coś powiem, wtedy wpadł mi do głowy Ten pomysł.
Musiałam tylko uwierzyć, że w to uwierzą.


--------------------------------------------------------
Dziękuję za tamte komentarze.
I proszę, aby każdy kto to przeczyta dał komentarz ;)


Polecam blogi...



http://holidayscompetition.blogspot.com/
http://onelife-jelenafanfiction.blogspot.com/2014/11/uwaga.html‎ 
 http://wanna-be-just-like-you.blogspot.com/2014/10/rozdzia-4.html‎ 


http://boody-live.blogspot.com/
 http://road-to-love-jb.blogspot.com/

wtorek, 14 października 2014



















Każdy, kto to przeczyta niech na piszę
czy mam pisać dalej,
czy od nowa.
Albo czy w ogóle warto, abym pisała.
A to mój ask - ask.fm/Inna_18_Marzycielka.
P.S Nie wiem czy czytałyście, ale są zmienione rozdziały, ale fabuła ta sama.

czwartek, 9 października 2014


Rozdział 4.




*** Oczami Julii ***


Leżałam na łóżku szpitalnym. Nie potrafiłam otworzyć oczów bo oślepiało mnie światło, kiedy chciałam zasłonić je rękoma nie potrafiłam podnieść rąk bo moje mięśnie strasznie mnie bolały. Nie rozumiałam kim jest, gdzie jestem i gdzie się znajduję. Moja głowa była pusta. Nic nie rozumiałam, ani nie czułam. Do środka wszedł lekarz po 40.
-O widzę, że się pani obudziła-Powiedział z lekkim uśmiechem.
-Gdzie ja jestem-Nie potrafiłam nic powiedzieć moje usta były zaschnięte, więc wyszedł to jak bełkot. Lekarz widząc to podszedłedł do mnie zamoczył wacik i przyłożył mi do ust.
-Proszę niech się pani napije, będzie pani lepiej. Proszę otworzyć oczy
- Zarządał ona kiwnęła głową na nie.
-Rozumiem może panią z początku razić w oczy, ale to tylko przez chwilę - Otworzyłam najpierw delikatnie, a z każdą chwilą mocniej.
-Lepiej.
-O wiele. Gdzie ja jestem?
-Pamięta pani cokolwiek jak się pani nazywa?- Przez chwilę myślała, ale po krótkiej chwili odpowiedziała.
-Julia
-Który dzisiaj mamy?- Notował w swoim notesie.
-09.10.2014r. Co ja tu robię nic nie pamiętam-Powiedziała lekko rozglądając się. Podniosła się.
-Proszę się nie denerwować. Zawsze jest tak, że pacjenci z początku niczego nie pamiętają, ale to minie. Jest pani w szpitalu. Podejrzewamy że- I tu wolno kontynunował
- chciała pani popełnić samobójstwo. Proszę się zastanowić czy to prawda?
Julia nie wiedziała co odpowiedzieć. Z każdą chwilą przypominała sobie więcej i więcej. W jej głowie zaczęło się kręcić i głową upadła na poduszki. Wiedziała, że musi być jak najszybciej w domu.
-Przepraszam czy mój mąż wie, że tu jestem- Powiedziała z drzącym głosem.
-Nie, ale za chwilę możemy zadzwonić proszę tylko podać nr telefonu- Kiedy to usłyszała odetchnęła z ulgą i od razu zaprotestowała. -
Nie nie. Ja chcę już wyjść proszę mnie wypuścić- Mimo bólu chciała już wyjść. Nie wie jak zareguję jej mąż. Na pewno jej nie uwierzy. Wystarczy, że została dłużej 5 minut w sklepie, a już myślał, że go zdradza.
-Nie bardzo mi przykro, ale musi pani zostać co najmniej kilka dni. -Ale ja chcę wyjść na własne rządanie - Krzyknęłam.
-Ale-
Chciał do kończyć, ale mu nie pozwoliłam.
-Proszę-
Powiedziałam błagalnym tonem.
-Obiecuję, że jak się natychmiast źle poczuję to tu wrócę. proszę.- Doktor westchnął głęboko.
-Ale najpierw proszę mi powiedzieć co to za lekkie czerwone ślady na pani ciele?- Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Wiedziaa, że musi kłamać.


-Bo to taka zabawna historia. Chodzę do Saunny. No i w niej zasnełam.- Próbowała się lekko uśmiechnąć mając nadzieję, że uwierzy.


-No dobrze. Brzmi logicznie. Proszę za często z niej nie korzystać. Od tego można porządnie zachrować. i proszę przysiąc, że jak pani się źle poczuje to od razu da znać.
-Obiecuje- Lekko się uśmiechnęła, ale jej ból dłużej na uśmiech nie pozwolił.
-Po proszę pielęgniarkę, aby dała coś pani przeciwbólowego. Receptę i wypis za moment przyniosę. I proszę podać nr telefonu zadzwonię, aby ktoś po panią przyjechał.
-Nie!-Krzyknęłam za szybko.
To znaczy proszę sobie nie robić kłopotu. Poradzę sobie sama.

-Na jedno pani pozwoliłam ale...
-Proszę. proszę tylko wezwać taxówkę. Obiecuję, że nic się nie stanie.-Po dłuższej chwili zgodził się. Pielegniarka dała mi lekarstwa. Doktor próbował mnie jeszcze na mówić, ale nie chciałam. Gdybym tylko wiedziała co się wydarzy pozwoliłabym mu zadzwonić.

Doktor pomógł Juli wsiąść do samochodu i zapłac za taxówkę. Przez cały czas myślała tylko o tym jak wytłumaczy się mężowi. Przecież nie powie mu że próbowała się zabić. Było by jeszcze gorzej. Próbowałam jak najciszej wejść do domu. Cała się trzęsłam. Mojeserce biło szybszym tępem, kiedy przechodziłam przez próg zobaczyłam rozłoszczoną minę swojego męża. Moje oczy momentalnie się zaszkliły.
-Ja...-Powiedziałam załamującym się głosem, ale dalej nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Swoim uśmieszkiem się uśmiechnął poszedł w stronę salonu lekkim krokiem, kiedy to zauważyła lekko odetchnęła, ale on szybkim ruchem się wrócił i uderzył mnie w twarz przewróciłam się i upadłam.
Obudziła
m się w salonie, obok mnie siedział mój mąż miał skupiony wzrok na mnie.


-I co? Ładnie się tak przychodzi nad ranem- Próbowalam się podnieść, ale marnie mi to wychodziła.
-Myślałaś, że się nie dowiem- Wstał i uderzyl mnie w twarz.
-Ja..
-Zamknij się-
Popłakałam się.
-Czy ty chociaż raz możesz przestać płakać. Boże co ja w Tobie widziałem, jak się z tobą żeniłam. Myślałem, że jesteś inna, ale jesteś taka jak wszystkie. Nic nie wartą dziwką- Splunoł na nią.
Ale czemu nie skorzystać jak jemu dałaś to czemu nie m
nie?


*** Oczami Johna***


Nienawidzę, kiedy mnie się okłamuję. Jeszcze sobie przychodzi nad ranem, kiedy jestem w domu i udaję, że coś ją boli.
Teraz pożałuję, że wogóle poszła do niego, a potem policzę się z nim.
Podeszłem do niej uderzyłem ją w twarz pociągnąłem za włosy i upadła na ziemię.
aczęłem ją kopać, gdzie po padnie. Nie obchodziło mnie nic. Ani jej uczucia, czy ją zabije czy nie.


Po kilku minutach zaniosłem ją do sypialni położyłem na łóżku.
Ściągnąłem z siebie spodnie.
I ukleknąłem pomiędzy nią. Wpiłem się w jej usta.
Krzyczała odwracała głowę i wyrywała się. Z każdym jej słowem została uderzona przezemnie w twarz.
Byłem przekonany że mnie zdradziła. Nie chciałem słuchać jej tłumaczeń.
Ściągnąłem z jej ubrania. Przywiązałem jej nadgarstki i nogi do łóżka. Przykleiłem jej usta plastrem.
Za każdym razem, kiedy się wyrywała biłem ją. W końcu się poddała i mogłem swobodnie zrobić to co planowałem. Kiedy skączyłem szepnołem do jej ucha.
-Jeżeli komukolwiek o tym powiesz obiecuję Ci, że popamiętasz mnie bardziej niż teraz - Powiedziałem i zostawiłem ją nagą.


*** Oczami Justina***


Siedziałem właśnie w salonie u swojego byłego szefa. W środku czułem straszny nie pokój nie rozumiałem dlaczego?

Nawet nie zauważyłem jak do mnie przyszedł. Cały mój umysł zajmowała Julia, kiedy pstryknął palcami przed moimy oczyma ocknołem się.
-Nie martw się obiecuję, że znajdę Ci pracę.
-Niee nie myślałem o tym.
-Masz jakieś kłopoty?
-Niee to nic takiego.
Dobra nie mów jak nie chcesz. Proszę masz tutaj swoje wynagrodzenie, a wypłatę przelałem Ci na konto. W sprawie pracy. Na razie niczego nie znalazłem, ale obiecuję że jak znajdę od razu dam Ci znać, a przez ten czas będę ci wysyłał pieniądze. -Dziękuję naprawdę nie trzeba. Ja też spróbuję coś znaleźć.

-No tak zawsze sam- Zaśmiał się i popatrzył na zegarek.  
-Przepraszam Justin, ale za chwilę mam ostatnie spotkanie przed wyjazdem.
-O tak szybko, kiedy wyjeżdżacie.
-Jutro z rana nie będziemy się już widzieć, ale życzę ci wszystkiego dobrego.
-Ja również wam życzę. Dziękuję i do widzenia.
Wyszedłem z domu. Siadłem do samochodu i pojechałem do mojego domu. Po drodzę dzwoniła Selena, że jusz jest. Przez całą drogę myślałem o Juli.


*** Oczami Juli***


Nigdy wcześniej nie zmusił mnie do Tego. To było okropne. Wszystko sobie przypomniałam. O przeszłości o, której pragnełam zapomnieć, ale ona pojawia się z każdą chwilą. Wszystko mnie bolało, ale powolnym ruchem poszłam do łazienki. Chciałam zmyć z siebie ten cały brud, ale to nie będzie możliwe.


Po kilku godzinnym prysznicu poszłam na dół do salonu. Usiadłam na fotelu. winełam się w głębek i zaczełam cicho szlochać. Po kilku minutach zadzwonił dzwonek. Strasznie się przestraszyłam. Nie wiedziałam kto to by mógł być, a Johna nie chciałam w tym momencie widzieć. Po wolnym ruchem podeszłam do drzwi, a za nimi ujrzałam...


*******
Napisałam od nowa. Fabuła jest taka sama, ale mam nadzieję, że bardziej wam się spodoba i jest ładniej na pisana.
Mój ask ask.fm/Inna_18_Marzycielka
I wiersze
wie11rsze.blogspot.com.




piątek, 3 października 2014

Rozdział 3.


Ten rozdział dedykuję Pauli

*** Oczami 3 osoby ***


Brudny, bezdomny piesek, który od kilku dni nic nie jadł szedł wolnym krokiem koło plaży wąchając czy nie ma jakiegoś pożywienia. Nagle z lekkiej oddali zobaczył coś w wodzie. Myślał, że to coś do jedzenia, kiedy pomyślał o kiełbasie biegnął tak lekko, że nie zauważył że jest we wodzie, której się strasznie bał. Jego przypuszczenia były mylne. Ciągnął jakąś osobę. Na połowie brzegu się poddał i zaczoł szczekać najgłośniej jak potrafił.






*** Oczami Justina***


W połowie brzegu zobaczyłem leżącą na powierzchni dziewczynę, która się nie ruszała. W pierwszej chwili nie wiedziałem co zrobić. Stałem nie ruszając się, kiedy poczułem jak coś mnie ciągnie za nogawkę wtedy się otknołem.
-Dobry piesek-Powiedzial
em i go pogłaskałem. Ruszyłem w stronę dziewczyny i uniosłem jej delikatne ciało. Zanioem ją na piasek. Nie widziałem jej twarzy. Zobaczyłem czy odycha miała niewyczuwalny puls. Wziołem telefon i zadzwoniłem na najbliższe pogotowie. Kiedy czekałem na pogotowie próbowałem ją obudzić, ale nic nie dało. Zobaczyłem u niej, że miała pocięte nadgarstki z, której leciała krew. Urwałem kawałek materiału ze swojej bluzki i zatamował ranę. Zastanawiałem się dlaczego ta dziewczyna chciała to zrobić mimo, że jeszcze kilka chwil temu chciałem zrobić dokladnie to samo. Zauważyłem, że ten piesek, który ją uratował jeszcze tu jest. Był taki smutny i patrzył na tą dziewczynę jakby wiedzial co się wydarzyło. Podszedłem do niego uklęknołem i pogłaskałem go. Od razu się ożywił liżąc moją rękę. Mimo wolnie się uśmiechnąłem. Z daleka zauważyłem jak coraz bliżej pogotowie rusza w naszą stronę. Jechała także policja. Opowiedziałem jak ją znalazłem. Opowiedziałe również o psie, który jak się okazało jest bezdomny. Postanowił go wziąść do siebie. Mimo, że Selena nie lubi psów. Dziewczynę wzieli do najbliższego szpitala straciła dużo krwi i przytomność. Ze względu na późną porę postanowiłem, że jutro ją odwiedzę. Wziołe psa i poszedłem w stronę domu.



Kiedy byliśmy w domu wziołem miseczkę i karmę z lodówki, którą przypadkowo kupiłem. Wsypałem zawartość do miseczki zawołałem małego.
-No mały masz pewnie jesteś głodny. Trzeba ci wymyślić imię i kupić rzeczy-Szczeniak nie pewnie podszedł do miski obwąchał ją jego oczy się zaświeciły i szybko zaczął jeść. Uśmiechnąłem się na ten widok.






Poszedł do góry, aby wziąść prysznic, kiedy go wzioł poszedł po szczeniaka i przyszedł z nim do sypialni.
-Jutro trzeba cię wykąpać mały - Powiedział do niego. Na zegarze widniała 15 po pierwszej. Długi był ten dzień powiedział do siebie w myślach. Wzioł szczeniaka na ręcę i położył go w koszyczku, który wcześniej przygotował. Długo nie rozmyślał bo sen przejoł nad nim kontrolę.



Następnego dnia;
Poczułem jak coś lirzę mnie po twarzy. Zaczołem kręcić twarzą, ale, kiedy to robiłem po moim brzuchu zaczoł skakać piesek tylko po to, aby być bliżej mojej twarzy.
-Mały, przestań dość-Zaczoł
em się śmiać. -No stary miła pobudka.-Westchnąłem.
-I tak już nie zasnę. No chodź pod prysznic.- Kiedy wychodził
em szczeniak zamiast iść zemną. Poszedł pod kołdrę w, której się zaplątał.

-No młody nie pomogę Ci- Zaczoł szczekać i skakać z Tą kołdrą, że wywalil się na podłogę.Postanowiłem mu pomóc. Kiedy wziołem go na ręcę zaczoł na mnie szczekać i lizać po twarzy.

-O nie przestań- Moją zabawę ze szczeniakiem przerwał dzwoniący telefon.

-O nie nie odbiore go idź Ty - Powiedziałem do szczeniaka, który zaczoł szczekać i wychodzić z moich objęć. Puściłem go z ciekawości co zrobi.
Poszedł na tapczan i łapy położył na stolik. Lewą łapkę polożył na klawiaturze po czym telefon się zaświecił i zaczoł szczekać. Poleciał
em do szczeniaka i przybiłem z nim piątkę. Szczeniak zszedł z tapczana i skierował się w stronę wyjścia. -Halo. -Jus co to było?-Powiedziała moja mama z orientacją w głosie. -A to mój nowy spóllokator nie mówiłem Ci - Powiedziałem ze zdziwieniem.
-Mam nadzieję że ten spółlokator umie po sobie sprzątać
- Powiedziała z rozbawieniem. -Umie umie-Szczeniak zaszczekał 2 razy. -I słyszę, że nawet rozumie. -Też to zauważyłem. -Skąd go masz? A co Seleną przecież wiesz, że ona nie znosi zwierząt.
-
Um Selena o nim jeszcze nie wie. Może mógłby zostać u was na jakiś czas.


-Oczywiście, kiedy będziecie?-Powiedziała z ekstytacją w głosie. -Za godzinę-Usłyszał jedno szczekanie psa. -Albo dwie.-Pattie się zaśmiała. -Na razie-Powiedział i się rozłączył. -No mały-Powiedziałem i zauważyłem szczeniaka, który machał ogonem i stał na dwóch łapkach. -I co mam teraz z Tobą zrobić co?-Powiedziałem z uśmiechem na ustach. Szczeniak podszedł bliżej mnie na dwóch łapach i zaszczekał. -I to ma mnie przekonać. Wygrałeś.-Pogłaskałem go potem wziął małego na ręce i poszedł z nim do łazienki. -No to trzeba Ci wymyślić jakieś imię, ale przedtem cię wykąpie. Przygotowałem mu wszystko do kąpieli, ale nigdzie go nie widziałem.
-Mały, gdzie jesteś nie mów, że się schowałeś
- Szukałem wszędzie, ale go nie znalazłem. Wyszedłem na dwór i zobaczyłem jak goni kury sąsiadów. Zaśmiałem się i poszedłem go gonić, ale nie moem go złapać. Zmęczony położyłem się na trawie. Po chwili szczeniak przyszedł do mniei polizał mi twarz.
-O mam cię-Zaśmiał
em się i ruszyłem w stronę łazienki, kiedy go wykąpałem choć to nie było łatwe ciągle uciekał od wody. Nie dawał mi się złapać, ale jak znalazł się we wodzie zaczął bronić się nogami by nie wejść do miski. Po trudnej kąpieli szczeniaka poszedłem wziąć prysznic, ale przedtem dałem małemu jedzenie, kiedy byłem w łazience zauważyłem jak szczeniak poszedł pod prysznic. Po raz kolejny się zaśmiałem.
-Nie chciałeś się kąpać, a teraz chcesz?-Szczeniak zaszczekał 2 razy i poszedł do wyjścia.
Pokręciłem głową z rozbawieniem i poszedłem wziąć prysznic. Po wykąpaniu się i zjedzeniu śniadania wziąłem małego szczeniaka i ruszyliśmy w stronę domu moich rodziców, ale przedtem weszlem do sklepu by kupić zabawki dla szczeniaka. -Dzień dobry-Odezwała się blondynka zakręcając włosy na palcu zalotnie się uśmiechając. -Dzień dobry-Powiedziałem przewracając oczami. Rozłoszczona blondynka powiedziała. -Przepraszam, ale nie wolno tu wchodzić ze zwierzakami-Powiedziała podchodząc do mnie.
-Na prawdę-Powiedział
em smutnym głosem. -Ten szal pasuje ci do oczu ślicznie wyglądasz - Powiedziałem uśmiechając się swoim uśmiechem przy, którym można stracić głowę i tak było również w jej wypadku. Dziewczyna pod pływem mojego uroku zarumieniła się. -Och dziękuję - Dałem znaczące spojrzenie na psa. -Właściwie możecie wejść oboje-Podkreśliła ostatnie słowo. -Mogę go potrzymać - Powiedziała opierając się o ladę, trzepotając rzęsami. Podałem jej szczeniaka, który zaczął warczeć, kiedy go pogłaskałem uspokoił się.





Dziewczyna chcąc zrobić dobre wrażenie na Justinie podniosła psa na wysokości swoich oczu i zaczęła robić śmieszne miny jak dla dziecka do psiaka. Jus próbował nie wybuchnąć śmiechem. Piesek nie rozumiejąc jej wzroku patrzał na nią jak na wariatkę na siusiał na jej bluzkę z dekoltem. Opuściła psa i zaczęła wymachiwać rękoma. Jus wybuchnął śmiechem. Ona zmroziła go wzrokiem i wyszła na zaplecze.

-No no psotniku chyba ją lekko zdenerwowaliśmy

- Zaśmiał się i wziął go na ręce.
-Mam do ciebie imię psotnik podoba ci się?-Zapytałem , a mały polizał mnie po twarzy.
-Do widzenia-
Powiedział i położył 20 dolarów na ladzie. Zrobiło mi się trochę głupio dlatego wyszedłem i poszedłem zrobić zakupy to kolejnego sklepu. Idąc w stronę domu moich rodziców rozmyślałem o dziewczynie, którą wczoraj znalazłem Bałem się, że mogło coś się jej stać. Mimo, że jej nie znałem poczułem do niej nić sympatii, której nie rozumiem. Moje przemyślenia przerwał wrzask dzieciaków.
-Jus jus-Krzyknęła Jazzy wlatując w moje objęcia.
-Hej Jaz.
-A co to-Pokazała małą rączką na psotnika, który gryzł patyk. Po raz setny dzisiejszego ranka zaśmiał
em się.
-A to to jest psotnik. Psotnik-Zawołał Jus. Psotnik nie zwracał na mnie uwagi i szedł z patykiem biegnąc wprost kałuże.
-O nie-Jęknąłem zakrywając twarz. -Skoro już umiesz odbierać telefony to kąpać pewnie też - Uśmiechnąłem się podnosząc brwi w górę. Psotnik zaszczekał 2 razy, a potem przyleciał do mnie, nie chcąc być brudny zacząłem uciekać od szczeniaka. Dopiero zatrzymałem się, kiedy mama mnie zawołała.
-A to jest ten twój nowy współlokator- Powiedziała mama Justina. Zmachany odpowiedziałem.
-Taa, ale straszny z niego brudas. Gdzie Jaxon?
-Tutaj-
Odpowiedział Jaxon cały brudny w czekoladzie. -Ooo przybij piątkę psotnikowi. -Tomu?-Powiedział Jaxon przybliżając się do mnie.
-Nie tomu tylko komu i nie przybliżaj się do mnie-
Zaśmiałem się grożąc palcem Jaxonowi. Bo co?- Powiedział przybliżając się do mnie. Chciałem ucieknąć, ale z drugiej strony biegnął psotnik.
-O nie ratunku- Powiedziałem klęcząc i podniosłem obie ręce. Jaxon wraz psotnikiem rzucili się na mnie. Wszyscy się śmiali, a psotnik polizał mnie po twarzy.
-Telaz piątka psotnik-Podał mu łapę. -Ok. Koniec tego dobrego. Muszę iść, ale psotnik może zostać? -O proszę ktoś chcę się wymigać od kąpania. -Ja no coś ty-Udał zdziwienie i się uśmiechnął. -Dobrze dobrze może zostać widzę, że dzieciaki już go pokochały-
Psotnik razem z dzieciakami gonili się pomiędzy drzewami. -Ale musisz już iść na obiad będzie spageti. -Na prawdę o OM chętnie bym został, ale nie mogę. -Co rezygnujesz ze spagetii. Idziecie gdzieś ze Selenką.
-
Nie zapewne spędzi czas z przyjaciółmi.
-A ty nie wpracy powiinienneś być


-Właściwie to powinnienem, ale - Nie wiedziałem jak mam powiedzieć o Tym, że straciłem pracę na szczęście uratował mnie pisk Jaxona.


-Muszę już iść. Kocham cię psotnik. - Powiedziałem.


-Psotnik-Kiedy usłyszał swoje imię podniósł uszy do góry. -A ja-Oburzyła się Jazzy. -I ja-Dodał Jaxon. -Ale co ja?- po chwili dodał. Jus się zaśmiał. -Oczywiście, że wy jesteście moją pierwszą i jedyną miłością kto by was nie pokochał-Uśmiechnąłem się.
-Muszę już iść psotnik bądź grzeczny- Zaszczekał 3 razy. Pożegnał
em się ze wszystkimi i poszedłem do szpitala. Przez całą drogę myślałem o niej. Nie znałem jej imienia, ani jej, a czułem, że jest dla mnie bardzo bliska. Kiedy wszedłem do szpitala poczułem szpitalny zapach nigdy nie lubiłem przebywać w takich miejscach. Zawsze mi to przypominało o dziadku, który zmarł w szpitalu, kiedy miał 6 lat. Byłem bardzo z nim związany. On zastępował mi ojca z, którym mam dobre kontakty, ale wcześniej ich nie miałem. Podszedłem do recepcjonistki.


-Dzień dobry-Brunetka o zielonych oczach podniosła wzrok od komputera.
-Dzień dobry w czym mogę pomóc-o jakaś normalna pomyślałem.
-Wczoraj do tego szpitala późnym wieczorem przywieziono tu blondynkę. Nie znam jej, ani imienia, ani nazwiska. Znalazłem ją wczoraj w lesie. Chciałbym się dowiedzieć czy z nią wszystko w porządku i jak się czuję.

-o to pan ją uratował?
-Nie raczej psotnik-Brunetka zmarszczyła brwi.
-Pies.
-A no tak od rana o tym mówią. Ta dziewczyna wypisała się na własne rządanie.
-Co?
-Powinna być minimum 3 dni zostać na obserwacji, ale się uparła nie mogliśmy nic zrobić.
-A adres, numer telefonu.
-Przykro mi nie mogę ujawnić takich informacji, ale Tam idzie jej lekarz prowadzący proszę się jego spytać-Pokazała mi faceta w białym fartuchu, który schodził ze schodów.
-Dziękuję bardzo-Powiedziałem i ruszyłem w jego stronę.


-Przepraszam.
-Tak-Odwrócił wzrok od papierów.
-Wczoraj wieczorem przywieziono tu dziewczynę.
-Proszę imię i nazwisko.
-Nie znam. To ja zadzwoniłem po pogotowie wyciągnąłem ją z wody.
-O tak tak teraz sobie przypominam. Panna Julia, ale ona przed godziną wypisała się ze szpitala.
-No tak słyszałem. Nie mogliście ją zatrzymać powiedzieć, że musicie zrobić dodatkowe badania. -Niestety była uparta- Odezwała się pielegniarka.
-przepraszam wzywają pana na pokój nr 7.-chciała zwrócić swoją uwagę na Justina, który był skupiony i patrzył wprost na szybę.
-Tak tak już idę- Powiedział i zwrócił się do Justina.
-Przepraszam muszę już iść. Julia obiecała, że jak poczuje się źle to tu przyjdzie, więc się potem z Panem skontaktujemy. Proszę się nie martwic.
-Dobrze, dziękuję-Podałem mu numer telefonu pożegnaliśmy się i wyszedłem ze szpitala.
Tak bardzo chciał
em poznać tą dziewczynę, którą uratował. Chciałem zobaczyć jak się czuję, czy niczego nie potrzebuję i najważniejsze dlaczego to zrobiła.