Szablon pobrany z

wtorek, 14 października 2014



















Każdy, kto to przeczyta niech na piszę
czy mam pisać dalej,
czy od nowa.
Albo czy w ogóle warto, abym pisała.
A to mój ask - ask.fm/Inna_18_Marzycielka.
P.S Nie wiem czy czytałyście, ale są zmienione rozdziały, ale fabuła ta sama.

czwartek, 9 października 2014


Rozdział 4.




*** Oczami Julii ***


Leżałam na łóżku szpitalnym. Nie potrafiłam otworzyć oczów bo oślepiało mnie światło, kiedy chciałam zasłonić je rękoma nie potrafiłam podnieść rąk bo moje mięśnie strasznie mnie bolały. Nie rozumiałam kim jest, gdzie jestem i gdzie się znajduję. Moja głowa była pusta. Nic nie rozumiałam, ani nie czułam. Do środka wszedł lekarz po 40.
-O widzę, że się pani obudziła-Powiedział z lekkim uśmiechem.
-Gdzie ja jestem-Nie potrafiłam nic powiedzieć moje usta były zaschnięte, więc wyszedł to jak bełkot. Lekarz widząc to podszedłedł do mnie zamoczył wacik i przyłożył mi do ust.
-Proszę niech się pani napije, będzie pani lepiej. Proszę otworzyć oczy
- Zarządał ona kiwnęła głową na nie.
-Rozumiem może panią z początku razić w oczy, ale to tylko przez chwilę - Otworzyłam najpierw delikatnie, a z każdą chwilą mocniej.
-Lepiej.
-O wiele. Gdzie ja jestem?
-Pamięta pani cokolwiek jak się pani nazywa?- Przez chwilę myślała, ale po krótkiej chwili odpowiedziała.
-Julia
-Który dzisiaj mamy?- Notował w swoim notesie.
-09.10.2014r. Co ja tu robię nic nie pamiętam-Powiedziała lekko rozglądając się. Podniosła się.
-Proszę się nie denerwować. Zawsze jest tak, że pacjenci z początku niczego nie pamiętają, ale to minie. Jest pani w szpitalu. Podejrzewamy że- I tu wolno kontynunował
- chciała pani popełnić samobójstwo. Proszę się zastanowić czy to prawda?
Julia nie wiedziała co odpowiedzieć. Z każdą chwilą przypominała sobie więcej i więcej. W jej głowie zaczęło się kręcić i głową upadła na poduszki. Wiedziała, że musi być jak najszybciej w domu.
-Przepraszam czy mój mąż wie, że tu jestem- Powiedziała z drzącym głosem.
-Nie, ale za chwilę możemy zadzwonić proszę tylko podać nr telefonu- Kiedy to usłyszała odetchnęła z ulgą i od razu zaprotestowała. -
Nie nie. Ja chcę już wyjść proszę mnie wypuścić- Mimo bólu chciała już wyjść. Nie wie jak zareguję jej mąż. Na pewno jej nie uwierzy. Wystarczy, że została dłużej 5 minut w sklepie, a już myślał, że go zdradza.
-Nie bardzo mi przykro, ale musi pani zostać co najmniej kilka dni. -Ale ja chcę wyjść na własne rządanie - Krzyknęłam.
-Ale-
Chciał do kończyć, ale mu nie pozwoliłam.
-Proszę-
Powiedziałam błagalnym tonem.
-Obiecuję, że jak się natychmiast źle poczuję to tu wrócę. proszę.- Doktor westchnął głęboko.
-Ale najpierw proszę mi powiedzieć co to za lekkie czerwone ślady na pani ciele?- Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Wiedziaa, że musi kłamać.


-Bo to taka zabawna historia. Chodzę do Saunny. No i w niej zasnełam.- Próbowała się lekko uśmiechnąć mając nadzieję, że uwierzy.


-No dobrze. Brzmi logicznie. Proszę za często z niej nie korzystać. Od tego można porządnie zachrować. i proszę przysiąc, że jak pani się źle poczuje to od razu da znać.
-Obiecuje- Lekko się uśmiechnęła, ale jej ból dłużej na uśmiech nie pozwolił.
-Po proszę pielęgniarkę, aby dała coś pani przeciwbólowego. Receptę i wypis za moment przyniosę. I proszę podać nr telefonu zadzwonię, aby ktoś po panią przyjechał.
-Nie!-Krzyknęłam za szybko.
To znaczy proszę sobie nie robić kłopotu. Poradzę sobie sama.

-Na jedno pani pozwoliłam ale...
-Proszę. proszę tylko wezwać taxówkę. Obiecuję, że nic się nie stanie.-Po dłuższej chwili zgodził się. Pielegniarka dała mi lekarstwa. Doktor próbował mnie jeszcze na mówić, ale nie chciałam. Gdybym tylko wiedziała co się wydarzy pozwoliłabym mu zadzwonić.

Doktor pomógł Juli wsiąść do samochodu i zapłac za taxówkę. Przez cały czas myślała tylko o tym jak wytłumaczy się mężowi. Przecież nie powie mu że próbowała się zabić. Było by jeszcze gorzej. Próbowałam jak najciszej wejść do domu. Cała się trzęsłam. Mojeserce biło szybszym tępem, kiedy przechodziłam przez próg zobaczyłam rozłoszczoną minę swojego męża. Moje oczy momentalnie się zaszkliły.
-Ja...-Powiedziałam załamującym się głosem, ale dalej nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Swoim uśmieszkiem się uśmiechnął poszedł w stronę salonu lekkim krokiem, kiedy to zauważyła lekko odetchnęła, ale on szybkim ruchem się wrócił i uderzył mnie w twarz przewróciłam się i upadłam.
Obudziła
m się w salonie, obok mnie siedział mój mąż miał skupiony wzrok na mnie.


-I co? Ładnie się tak przychodzi nad ranem- Próbowalam się podnieść, ale marnie mi to wychodziła.
-Myślałaś, że się nie dowiem- Wstał i uderzyl mnie w twarz.
-Ja..
-Zamknij się-
Popłakałam się.
-Czy ty chociaż raz możesz przestać płakać. Boże co ja w Tobie widziałem, jak się z tobą żeniłam. Myślałem, że jesteś inna, ale jesteś taka jak wszystkie. Nic nie wartą dziwką- Splunoł na nią.
Ale czemu nie skorzystać jak jemu dałaś to czemu nie m
nie?


*** Oczami Johna***


Nienawidzę, kiedy mnie się okłamuję. Jeszcze sobie przychodzi nad ranem, kiedy jestem w domu i udaję, że coś ją boli.
Teraz pożałuję, że wogóle poszła do niego, a potem policzę się z nim.
Podeszłem do niej uderzyłem ją w twarz pociągnąłem za włosy i upadła na ziemię.
aczęłem ją kopać, gdzie po padnie. Nie obchodziło mnie nic. Ani jej uczucia, czy ją zabije czy nie.


Po kilku minutach zaniosłem ją do sypialni położyłem na łóżku.
Ściągnąłem z siebie spodnie.
I ukleknąłem pomiędzy nią. Wpiłem się w jej usta.
Krzyczała odwracała głowę i wyrywała się. Z każdym jej słowem została uderzona przezemnie w twarz.
Byłem przekonany że mnie zdradziła. Nie chciałem słuchać jej tłumaczeń.
Ściągnąłem z jej ubrania. Przywiązałem jej nadgarstki i nogi do łóżka. Przykleiłem jej usta plastrem.
Za każdym razem, kiedy się wyrywała biłem ją. W końcu się poddała i mogłem swobodnie zrobić to co planowałem. Kiedy skączyłem szepnołem do jej ucha.
-Jeżeli komukolwiek o tym powiesz obiecuję Ci, że popamiętasz mnie bardziej niż teraz - Powiedziałem i zostawiłem ją nagą.


*** Oczami Justina***


Siedziałem właśnie w salonie u swojego byłego szefa. W środku czułem straszny nie pokój nie rozumiałem dlaczego?

Nawet nie zauważyłem jak do mnie przyszedł. Cały mój umysł zajmowała Julia, kiedy pstryknął palcami przed moimy oczyma ocknołem się.
-Nie martw się obiecuję, że znajdę Ci pracę.
-Niee nie myślałem o tym.
-Masz jakieś kłopoty?
-Niee to nic takiego.
Dobra nie mów jak nie chcesz. Proszę masz tutaj swoje wynagrodzenie, a wypłatę przelałem Ci na konto. W sprawie pracy. Na razie niczego nie znalazłem, ale obiecuję że jak znajdę od razu dam Ci znać, a przez ten czas będę ci wysyłał pieniądze. -Dziękuję naprawdę nie trzeba. Ja też spróbuję coś znaleźć.

-No tak zawsze sam- Zaśmiał się i popatrzył na zegarek.  
-Przepraszam Justin, ale za chwilę mam ostatnie spotkanie przed wyjazdem.
-O tak szybko, kiedy wyjeżdżacie.
-Jutro z rana nie będziemy się już widzieć, ale życzę ci wszystkiego dobrego.
-Ja również wam życzę. Dziękuję i do widzenia.
Wyszedłem z domu. Siadłem do samochodu i pojechałem do mojego domu. Po drodzę dzwoniła Selena, że jusz jest. Przez całą drogę myślałem o Juli.


*** Oczami Juli***


Nigdy wcześniej nie zmusił mnie do Tego. To było okropne. Wszystko sobie przypomniałam. O przeszłości o, której pragnełam zapomnieć, ale ona pojawia się z każdą chwilą. Wszystko mnie bolało, ale powolnym ruchem poszłam do łazienki. Chciałam zmyć z siebie ten cały brud, ale to nie będzie możliwe.


Po kilku godzinnym prysznicu poszłam na dół do salonu. Usiadłam na fotelu. winełam się w głębek i zaczełam cicho szlochać. Po kilku minutach zadzwonił dzwonek. Strasznie się przestraszyłam. Nie wiedziałam kto to by mógł być, a Johna nie chciałam w tym momencie widzieć. Po wolnym ruchem podeszłam do drzwi, a za nimi ujrzałam...


*******
Napisałam od nowa. Fabuła jest taka sama, ale mam nadzieję, że bardziej wam się spodoba i jest ładniej na pisana.
Mój ask ask.fm/Inna_18_Marzycielka
I wiersze
wie11rsze.blogspot.com.




piątek, 3 października 2014

Rozdział 3.


Ten rozdział dedykuję Pauli

*** Oczami 3 osoby ***


Brudny, bezdomny piesek, który od kilku dni nic nie jadł szedł wolnym krokiem koło plaży wąchając czy nie ma jakiegoś pożywienia. Nagle z lekkiej oddali zobaczył coś w wodzie. Myślał, że to coś do jedzenia, kiedy pomyślał o kiełbasie biegnął tak lekko, że nie zauważył że jest we wodzie, której się strasznie bał. Jego przypuszczenia były mylne. Ciągnął jakąś osobę. Na połowie brzegu się poddał i zaczoł szczekać najgłośniej jak potrafił.






*** Oczami Justina***


W połowie brzegu zobaczyłem leżącą na powierzchni dziewczynę, która się nie ruszała. W pierwszej chwili nie wiedziałem co zrobić. Stałem nie ruszając się, kiedy poczułem jak coś mnie ciągnie za nogawkę wtedy się otknołem.
-Dobry piesek-Powiedzial
em i go pogłaskałem. Ruszyłem w stronę dziewczyny i uniosłem jej delikatne ciało. Zanioem ją na piasek. Nie widziałem jej twarzy. Zobaczyłem czy odycha miała niewyczuwalny puls. Wziołem telefon i zadzwoniłem na najbliższe pogotowie. Kiedy czekałem na pogotowie próbowałem ją obudzić, ale nic nie dało. Zobaczyłem u niej, że miała pocięte nadgarstki z, której leciała krew. Urwałem kawałek materiału ze swojej bluzki i zatamował ranę. Zastanawiałem się dlaczego ta dziewczyna chciała to zrobić mimo, że jeszcze kilka chwil temu chciałem zrobić dokladnie to samo. Zauważyłem, że ten piesek, który ją uratował jeszcze tu jest. Był taki smutny i patrzył na tą dziewczynę jakby wiedzial co się wydarzyło. Podszedłem do niego uklęknołem i pogłaskałem go. Od razu się ożywił liżąc moją rękę. Mimo wolnie się uśmiechnąłem. Z daleka zauważyłem jak coraz bliżej pogotowie rusza w naszą stronę. Jechała także policja. Opowiedziałem jak ją znalazłem. Opowiedziałe również o psie, który jak się okazało jest bezdomny. Postanowił go wziąść do siebie. Mimo, że Selena nie lubi psów. Dziewczynę wzieli do najbliższego szpitala straciła dużo krwi i przytomność. Ze względu na późną porę postanowiłem, że jutro ją odwiedzę. Wziołe psa i poszedłem w stronę domu.



Kiedy byliśmy w domu wziołem miseczkę i karmę z lodówki, którą przypadkowo kupiłem. Wsypałem zawartość do miseczki zawołałem małego.
-No mały masz pewnie jesteś głodny. Trzeba ci wymyślić imię i kupić rzeczy-Szczeniak nie pewnie podszedł do miski obwąchał ją jego oczy się zaświeciły i szybko zaczął jeść. Uśmiechnąłem się na ten widok.






Poszedł do góry, aby wziąść prysznic, kiedy go wzioł poszedł po szczeniaka i przyszedł z nim do sypialni.
-Jutro trzeba cię wykąpać mały - Powiedział do niego. Na zegarze widniała 15 po pierwszej. Długi był ten dzień powiedział do siebie w myślach. Wzioł szczeniaka na ręcę i położył go w koszyczku, który wcześniej przygotował. Długo nie rozmyślał bo sen przejoł nad nim kontrolę.



Następnego dnia;
Poczułem jak coś lirzę mnie po twarzy. Zaczołem kręcić twarzą, ale, kiedy to robiłem po moim brzuchu zaczoł skakać piesek tylko po to, aby być bliżej mojej twarzy.
-Mały, przestań dość-Zaczoł
em się śmiać. -No stary miła pobudka.-Westchnąłem.
-I tak już nie zasnę. No chodź pod prysznic.- Kiedy wychodził
em szczeniak zamiast iść zemną. Poszedł pod kołdrę w, której się zaplątał.

-No młody nie pomogę Ci- Zaczoł szczekać i skakać z Tą kołdrą, że wywalil się na podłogę.Postanowiłem mu pomóc. Kiedy wziołem go na ręcę zaczoł na mnie szczekać i lizać po twarzy.

-O nie przestań- Moją zabawę ze szczeniakiem przerwał dzwoniący telefon.

-O nie nie odbiore go idź Ty - Powiedziałem do szczeniaka, który zaczoł szczekać i wychodzić z moich objęć. Puściłem go z ciekawości co zrobi.
Poszedł na tapczan i łapy położył na stolik. Lewą łapkę polożył na klawiaturze po czym telefon się zaświecił i zaczoł szczekać. Poleciał
em do szczeniaka i przybiłem z nim piątkę. Szczeniak zszedł z tapczana i skierował się w stronę wyjścia. -Halo. -Jus co to było?-Powiedziała moja mama z orientacją w głosie. -A to mój nowy spóllokator nie mówiłem Ci - Powiedziałem ze zdziwieniem.
-Mam nadzieję że ten spółlokator umie po sobie sprzątać
- Powiedziała z rozbawieniem. -Umie umie-Szczeniak zaszczekał 2 razy. -I słyszę, że nawet rozumie. -Też to zauważyłem. -Skąd go masz? A co Seleną przecież wiesz, że ona nie znosi zwierząt.
-
Um Selena o nim jeszcze nie wie. Może mógłby zostać u was na jakiś czas.


-Oczywiście, kiedy będziecie?-Powiedziała z ekstytacją w głosie. -Za godzinę-Usłyszał jedno szczekanie psa. -Albo dwie.-Pattie się zaśmiała. -Na razie-Powiedział i się rozłączył. -No mały-Powiedziałem i zauważyłem szczeniaka, który machał ogonem i stał na dwóch łapkach. -I co mam teraz z Tobą zrobić co?-Powiedziałem z uśmiechem na ustach. Szczeniak podszedł bliżej mnie na dwóch łapach i zaszczekał. -I to ma mnie przekonać. Wygrałeś.-Pogłaskałem go potem wziął małego na ręce i poszedł z nim do łazienki. -No to trzeba Ci wymyślić jakieś imię, ale przedtem cię wykąpie. Przygotowałem mu wszystko do kąpieli, ale nigdzie go nie widziałem.
-Mały, gdzie jesteś nie mów, że się schowałeś
- Szukałem wszędzie, ale go nie znalazłem. Wyszedłem na dwór i zobaczyłem jak goni kury sąsiadów. Zaśmiałem się i poszedłem go gonić, ale nie moem go złapać. Zmęczony położyłem się na trawie. Po chwili szczeniak przyszedł do mniei polizał mi twarz.
-O mam cię-Zaśmiał
em się i ruszyłem w stronę łazienki, kiedy go wykąpałem choć to nie było łatwe ciągle uciekał od wody. Nie dawał mi się złapać, ale jak znalazł się we wodzie zaczął bronić się nogami by nie wejść do miski. Po trudnej kąpieli szczeniaka poszedłem wziąć prysznic, ale przedtem dałem małemu jedzenie, kiedy byłem w łazience zauważyłem jak szczeniak poszedł pod prysznic. Po raz kolejny się zaśmiałem.
-Nie chciałeś się kąpać, a teraz chcesz?-Szczeniak zaszczekał 2 razy i poszedł do wyjścia.
Pokręciłem głową z rozbawieniem i poszedłem wziąć prysznic. Po wykąpaniu się i zjedzeniu śniadania wziąłem małego szczeniaka i ruszyliśmy w stronę domu moich rodziców, ale przedtem weszlem do sklepu by kupić zabawki dla szczeniaka. -Dzień dobry-Odezwała się blondynka zakręcając włosy na palcu zalotnie się uśmiechając. -Dzień dobry-Powiedziałem przewracając oczami. Rozłoszczona blondynka powiedziała. -Przepraszam, ale nie wolno tu wchodzić ze zwierzakami-Powiedziała podchodząc do mnie.
-Na prawdę-Powiedział
em smutnym głosem. -Ten szal pasuje ci do oczu ślicznie wyglądasz - Powiedziałem uśmiechając się swoim uśmiechem przy, którym można stracić głowę i tak było również w jej wypadku. Dziewczyna pod pływem mojego uroku zarumieniła się. -Och dziękuję - Dałem znaczące spojrzenie na psa. -Właściwie możecie wejść oboje-Podkreśliła ostatnie słowo. -Mogę go potrzymać - Powiedziała opierając się o ladę, trzepotając rzęsami. Podałem jej szczeniaka, który zaczął warczeć, kiedy go pogłaskałem uspokoił się.





Dziewczyna chcąc zrobić dobre wrażenie na Justinie podniosła psa na wysokości swoich oczu i zaczęła robić śmieszne miny jak dla dziecka do psiaka. Jus próbował nie wybuchnąć śmiechem. Piesek nie rozumiejąc jej wzroku patrzał na nią jak na wariatkę na siusiał na jej bluzkę z dekoltem. Opuściła psa i zaczęła wymachiwać rękoma. Jus wybuchnął śmiechem. Ona zmroziła go wzrokiem i wyszła na zaplecze.

-No no psotniku chyba ją lekko zdenerwowaliśmy

- Zaśmiał się i wziął go na ręce.
-Mam do ciebie imię psotnik podoba ci się?-Zapytałem , a mały polizał mnie po twarzy.
-Do widzenia-
Powiedział i położył 20 dolarów na ladzie. Zrobiło mi się trochę głupio dlatego wyszedłem i poszedłem zrobić zakupy to kolejnego sklepu. Idąc w stronę domu moich rodziców rozmyślałem o dziewczynie, którą wczoraj znalazłem Bałem się, że mogło coś się jej stać. Mimo, że jej nie znałem poczułem do niej nić sympatii, której nie rozumiem. Moje przemyślenia przerwał wrzask dzieciaków.
-Jus jus-Krzyknęła Jazzy wlatując w moje objęcia.
-Hej Jaz.
-A co to-Pokazała małą rączką na psotnika, który gryzł patyk. Po raz setny dzisiejszego ranka zaśmiał
em się.
-A to to jest psotnik. Psotnik-Zawołał Jus. Psotnik nie zwracał na mnie uwagi i szedł z patykiem biegnąc wprost kałuże.
-O nie-Jęknąłem zakrywając twarz. -Skoro już umiesz odbierać telefony to kąpać pewnie też - Uśmiechnąłem się podnosząc brwi w górę. Psotnik zaszczekał 2 razy, a potem przyleciał do mnie, nie chcąc być brudny zacząłem uciekać od szczeniaka. Dopiero zatrzymałem się, kiedy mama mnie zawołała.
-A to jest ten twój nowy współlokator- Powiedziała mama Justina. Zmachany odpowiedziałem.
-Taa, ale straszny z niego brudas. Gdzie Jaxon?
-Tutaj-
Odpowiedział Jaxon cały brudny w czekoladzie. -Ooo przybij piątkę psotnikowi. -Tomu?-Powiedział Jaxon przybliżając się do mnie.
-Nie tomu tylko komu i nie przybliżaj się do mnie-
Zaśmiałem się grożąc palcem Jaxonowi. Bo co?- Powiedział przybliżając się do mnie. Chciałem ucieknąć, ale z drugiej strony biegnął psotnik.
-O nie ratunku- Powiedziałem klęcząc i podniosłem obie ręce. Jaxon wraz psotnikiem rzucili się na mnie. Wszyscy się śmiali, a psotnik polizał mnie po twarzy.
-Telaz piątka psotnik-Podał mu łapę. -Ok. Koniec tego dobrego. Muszę iść, ale psotnik może zostać? -O proszę ktoś chcę się wymigać od kąpania. -Ja no coś ty-Udał zdziwienie i się uśmiechnął. -Dobrze dobrze może zostać widzę, że dzieciaki już go pokochały-
Psotnik razem z dzieciakami gonili się pomiędzy drzewami. -Ale musisz już iść na obiad będzie spageti. -Na prawdę o OM chętnie bym został, ale nie mogę. -Co rezygnujesz ze spagetii. Idziecie gdzieś ze Selenką.
-
Nie zapewne spędzi czas z przyjaciółmi.
-A ty nie wpracy powiinienneś być


-Właściwie to powinnienem, ale - Nie wiedziałem jak mam powiedzieć o Tym, że straciłem pracę na szczęście uratował mnie pisk Jaxona.


-Muszę już iść. Kocham cię psotnik. - Powiedziałem.


-Psotnik-Kiedy usłyszał swoje imię podniósł uszy do góry. -A ja-Oburzyła się Jazzy. -I ja-Dodał Jaxon. -Ale co ja?- po chwili dodał. Jus się zaśmiał. -Oczywiście, że wy jesteście moją pierwszą i jedyną miłością kto by was nie pokochał-Uśmiechnąłem się.
-Muszę już iść psotnik bądź grzeczny- Zaszczekał 3 razy. Pożegnał
em się ze wszystkimi i poszedłem do szpitala. Przez całą drogę myślałem o niej. Nie znałem jej imienia, ani jej, a czułem, że jest dla mnie bardzo bliska. Kiedy wszedłem do szpitala poczułem szpitalny zapach nigdy nie lubiłem przebywać w takich miejscach. Zawsze mi to przypominało o dziadku, który zmarł w szpitalu, kiedy miał 6 lat. Byłem bardzo z nim związany. On zastępował mi ojca z, którym mam dobre kontakty, ale wcześniej ich nie miałem. Podszedłem do recepcjonistki.


-Dzień dobry-Brunetka o zielonych oczach podniosła wzrok od komputera.
-Dzień dobry w czym mogę pomóc-o jakaś normalna pomyślałem.
-Wczoraj do tego szpitala późnym wieczorem przywieziono tu blondynkę. Nie znam jej, ani imienia, ani nazwiska. Znalazłem ją wczoraj w lesie. Chciałbym się dowiedzieć czy z nią wszystko w porządku i jak się czuję.

-o to pan ją uratował?
-Nie raczej psotnik-Brunetka zmarszczyła brwi.
-Pies.
-A no tak od rana o tym mówią. Ta dziewczyna wypisała się na własne rządanie.
-Co?
-Powinna być minimum 3 dni zostać na obserwacji, ale się uparła nie mogliśmy nic zrobić.
-A adres, numer telefonu.
-Przykro mi nie mogę ujawnić takich informacji, ale Tam idzie jej lekarz prowadzący proszę się jego spytać-Pokazała mi faceta w białym fartuchu, który schodził ze schodów.
-Dziękuję bardzo-Powiedziałem i ruszyłem w jego stronę.


-Przepraszam.
-Tak-Odwrócił wzrok od papierów.
-Wczoraj wieczorem przywieziono tu dziewczynę.
-Proszę imię i nazwisko.
-Nie znam. To ja zadzwoniłem po pogotowie wyciągnąłem ją z wody.
-O tak tak teraz sobie przypominam. Panna Julia, ale ona przed godziną wypisała się ze szpitala.
-No tak słyszałem. Nie mogliście ją zatrzymać powiedzieć, że musicie zrobić dodatkowe badania. -Niestety była uparta- Odezwała się pielegniarka.
-przepraszam wzywają pana na pokój nr 7.-chciała zwrócić swoją uwagę na Justina, który był skupiony i patrzył wprost na szybę.
-Tak tak już idę- Powiedział i zwrócił się do Justina.
-Przepraszam muszę już iść. Julia obiecała, że jak poczuje się źle to tu przyjdzie, więc się potem z Panem skontaktujemy. Proszę się nie martwic.
-Dobrze, dziękuję-Podałem mu numer telefonu pożegnaliśmy się i wyszedłem ze szpitala.
Tak bardzo chciał
em poznać tą dziewczynę, którą uratował. Chciałem zobaczyć jak się czuję, czy niczego nie potrzebuję i najważniejsze dlaczego to zrobiła.